poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Stare drzwiczki na wymiar


   Zdarza się, że znajomi proszą mnie o wyszukanie czegoś konkretnego.

   Znają moją słabość do giełd staroci i wiedzą, że jedynie ciężka choroba lub trzaskający mróz są mnie w stanie powstrzymać od wyruszenia na poszukiwania. Ja chętnie te prośby spełniam. Kupowanie pięknych rzeczy (czy to dla siebie, czy dla innych) jest zawsze wielką frajdą.

   Przyjaciele mieli w kuchni takie miejsce, które było kiepsko dostępne i przez to niewystarczająco wykorzystane. W ciągu zabudowy kuchennej, którą tworzyły murki z drzwiczkami, był odcinek stanowiący granicę z salonem. Od strony pokoju była to ścianka przykryta blatem kuchennym, od strony kuchni głęboka szafka umiejscowiona w rogu zabudowy. Powstał pomysł, aby przy okazji malowania zrobić w ściance otwór i „otworzyć” ją na stronę salonu. Jako przedłużenie blatu, od jakiegoś czasu, był u Nich stolik z marmurowym blatem (pozostałość dawnej toaletki), służący jako pomocnik. W salonie stoi wiele pięknych, antycznych mebli. Drzwiczki zamykające ( mający powstać) otwór w ściance, musiały nawiązać do całości i pasować klimatem. Poszukiwania trwały kilka miesięcy. Z giełdami tak już jest , że jak potrzebujemy czegoś konkretnego to akurat tego znaleźć nie możemy, za to znajdujemy co innego, czemu nie możemy się oprzeć…


   W końcu jednak szczęście mi dopisało. Wpadłam wtedy w przelocie na plac pod Halą Targową. Spieszyłam się bo rodzina czekała w aucie, którego, jak to w Krakowie, nie było gdzie zaparkować. Zobaczyłam je od razu. Bogu dzięki, że był ktoś dla kogo mogłam je kupić, bo pewnie i tak bym od nich nie odeszła, nie mogąc się im oprzeć.

   Para drzwiczek od kredensu, dębowych z fazowanymi szybkami kryształowymi o bardzo wymyślnych kształtach. Nawet z pożółkłą i odpadającą miejscami farbą wyglądały pięknie. I najważniejsze: wszystkie szybki były całe. Dorobienie nieraz zwykłych, prostokątnych bywa problematyczne, rzadko który zakład szklarski się tym zajmuje a co dopiero jeśli kształt jest tak nietypowy. Strach o te szybki towarzyszył mi aż do chwili oddania drzwiczek po odnowieniu w ręce nowych właścicieli. Po szybkiej konsultacji telefonicznej co do wymiarów, dokonałam zakupu, zawinęłam w kocyk i zapakowałam do krążącego wokół placu auta. Z takim zachwytem opowiedziałam o nich, że obyło się nawet bez wysyłania zdjęcia przed kupnem.


   Jak wspomniałam szybki były całe. Drewniane szprosy między nimi skręcone były małymi wkrętami. Kilka warstw pożółkłej farby już się zbytnio nie trzymało drewna. Od lewej strony nie były pomalowane jedynie „pomaziane” trochę naokoło i w miejscach gdzie komuś zaszedł pędzel. Szybki były brudne i w rogach pozamalowywane farbą. Mimo strachu, pozostawienie drzwiczek w takim stanie nie wchodziło w grę.


   Paradoksalnie najwięcej czasu w całej renowacji pochłonęło… rozebranie pierwszych drzwiczek. Wkręty nijak nie chciały się wykręcić. Po ponad dwóch godzinach zażartej walki sukces został osiągnięty: przedmiot w częściach a szybki gotowe do pucowania. Żeby jednak na koniec pracy wszystko złożyć, trzeba było nawiercić otworki w nowych miejscach (stare były tak obrobione podczas prób rozbiórki) a ślady po poprzednich zakitować. Była też miła niespodzianka: ku naszemu zdziwieniu, drugie drzwiczki nie nastręczyły już żadnych kłopotów.

   Do czyszczenia z farby zabrałam się scansolem (preparatem do usuwania starych powłok). Jednak okazało się, że ostra cyklina w zupełności wystarczy, farba pod naciskiem ostrza łatwo dała się usunąć. Kolejnym krokiem było przeszlifowanie drewna papierem ściernym. Ubytki zakitowałam. Trzeba było dorobić kawałek listewki – na szczęście prostej.




   Ponieważ drzwiczki miały nawiązywać do stojącego obok pomocnika, tak jak i on zostały pomalowane na biało. Pokryłam je za pomocą wałeczka kilkoma warstwami farby akrylowej. Na kantach zrobiłam delikatne przetarcia ( wybrane miejsca przed malowaniem przeciągamy świeczką – farba nie trzyma się zatłuszczonej powierzchni i po delikatnym przetarciu papierem ściernym odsłania drewno pod spodem ). Starałam się nałożyć też choć jedną warstwę farby pod listewkami mocującymi szybki, żeby ciemne drewno nie odebrało przejrzystości i blasku. Gdy wszystko wyschło drzwiczki zostały z powrotem złożone.




 
 Oryginalnych okuć już niestety nie było. W ich miejsce ktoś w latach sześćdziesiątych zamontował gałeczki i kluczynki oddzielnie. Nie pasowały one stylem ani kolorem. Ponieważ nie miałam takich starych - jakie były pierwotnie a właściciele nie chcieli współczesnych stylizowanych na stare, stanęło na prowizorce do czasu znalezienia czegoś odpowiedniego. Uchwyty, które były przy drzwiczkach zostały zamontowane ponownie po oczyszczeniu ich metalowych części i zmianie koloru fragmentów z tworzywa z koralowego na biały).

    Drzwiczki zostały zamontowane przez zaprzyjaźnioną ekipę remontową
 w nowo powstałym otworze, na swoich starych zawiasikach.



 W szafeczce dołożono oświetlenie. Teraz zamiast zapasów
 przechowywany jest w niej serwis i ozdobne pojemniki, ulubione Pani domu.
 



 Uważam, że przeróbka  odbyła się z wieloraką korzyścią:
 jest nowy, bardzo ozdobny element wystroju wnętrza
 i znacznie bardziej praktyczna szafka.


 A to prawdziwa rzadkość że piękne i praktyczne idą w parze...

7 komentarzy:

  1. Szafeczka przepiękna,ach te drzwiczki!Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam że drzwiczki były piękne i warto w nie było włożyć trochę pracy. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ktoś zaanonsował ten blog w Jagodowym Zagajniku"i dobrze,zapowiada się interesująco,inspirująco i pomocnooooooooooo Dominika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że to co pisze może być pomocne i inspirujące. Taki był plan... Pozdrawiam

      Usuń
  3. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń