Jestem urodzoną
pesymistką. Pesymizm i czarnowidztwo zostały przekazane mi w genach
i zakorzenione są tak mocno, że nawet kilkakrotna wygrana w totka
(gdyby mnie spotkała oczywiście) nie naruszyłaby ich w posadach.
Moja życiowa rola do zagrania to rola Smerfa Marudy.
Od lat błądzę po
różnych życiowych meandrach. Między innymi rozpaczliwie poszukuje
przestrzeni zawodowej, w której mogłabym się wyżyć, która
dałaby mi satysfakcję z tego co robię (okraszoną odrobiną
zadowolenia z siebie, które jest mi potrzebne jak powietrze) i która
dałaby mi niezależność (skoro już nie finansową to chociaż od
średnio fajnego pracodawcy).
Swój wyuczony
zawód porzuciłam wiele lat temu, po kilkuletniej ucieczce od
wypalenia zawodowego, w macierzyństwo. Macierzyństwo jednak tez
powoduje szybkie wypalenie u kobiet nie będących typem Matki-Polki.
Wtedy, pamiętam, z dołka wyciągnęła mnie książka, którą
czytałam. Jej bohaterka zaczynała wszystko od nowa, zagłębiając
się w absurdalną dość działalność, która okazała się
przynieść jej wielorakie satysfakcje.
Zastanawiałam się: kto z nas nie
chciałby mieć pracy będącej zarazem pasją? Kto nie chciałby
chodzić do pracy z przyjemnością i z niecierpliwością oczekiwać
poniedziałku? Takie myślenie, dwanaście lat temu, popchnęło
mnie w stronę małej pracowni stolarskiej zajmującej się renowacją
mebli. Metodą mistrz – uczeń (a właściwie dwóch mistrzów)
stałam się wykwalifikowaną politurniczką. Dążyłam wtedy do
zdobycia jakiejś profesjonalnej umiejętności, która pozwoliłaby
mi zarobkować w atmosferze tego co kocham i która wykraczałaby
poza zakres umiejętności, które posiada niejeden miłośnik
tematu.
A co kocham: drewno i inne naturalne materiały jako budulec tego co nas otacza (nie kocham wszystkiego tego, co udaje coś, czym nie jest – to chyba dość uniwersalna myśl, która odnosi się też do ludzi..) Kocham jednostkowość, niepowtarzalność, indywidualność - nawet (albo szczególnie) kosztem niedoskonałości i nieidentyczności.
Kocham jasne kolory, światło i słońce. Kocham lampy, lustra, kryształki i szkło. Szklane przedmioty, które zwykle nie bywają szklane. Ciągle poszukuję szklanego krawężnika, o którym kiedyś czytałam, tak jak inni rzadkiego gatunku czegoś…
Innymi meandrami, po których błądziłam, były style. Style mebli, urządzania wnętrz, dekorowania. Na początku starym meblem był dla mnie tylko ten z surowego drewna. Z czasem (politurując) doceniłam piękno słojów drewna w wyszukanych fornirach, które przypominają malunki schizofrenika lub gorączkowe majaki i wzbudzają niepokój. Doceniłam piękno przedmiotów reprezentujących style, które zobowiązują do przywrócenia im dawnej świetności w sposób tradycyjny. Przeszłam przez fascynację meblami bielonymi, przecieranymi – choć uważam że w przypadku niektórych mebli takie zabiegi mają charakter świętokradczy. Intryguje mnie łączenie starego z supernowoczesnym, klasycznych form wykończenia z nowoczesną tapicerką. Z każdej z tych faz zostało we mnie coś istotnego. Kocham stare meble ale uważam że często potrzebują one „odciążenia” z przytłaczającego charakteru poprzez zmianę koloru, ujęcie im powagi, potraktowanie jako wisienki na torcie. No i pozostaje wierna miłości do prostych, wiejskich, surowych sprzętów.
Większość moich
projektów, prac i poczynań zdobiło i wyposażało mieszkanie
zajmowane przez moją Rodzinę. Jest ono nieduże, w starej
krakowskiej kamienicy. Trzy lata temu przybyła mi nowa przestrzeń
twórcza w postaci domu na wsi z ogrodem i werandą (starego i
drewnianego, oczywiście). W ciągu tych trzech lat zapełniłam go
doszczętnie i zagospodarowałam każdy kącik. Zostały tylko
piwnice i ogród, którego okiełznanie jakoś ewidentnie mi nie
idzie. Dom jest na Powiślu Dąbrowskim (piękna nazwa, prawda?)
Miejsce zostało ochrzczone przez nas Szatocicami. Chateau jak z
marzenia o starym zamku we Francji a ...cice jak ze zwykłej polskiej
wsi. Tak też tam trochę jest. Kryształowy żyrandol obok
zardzewiałej bańki na mleko.
Muszę tu napisać że Szatocice są niezbitym dowodem na to, że marzenia (nawet te najbardziej nieprawdopodobne) się spełniają. I to spełniają się też smerfom Marudom, którzy swoim postępowaniem urągają zasadom pozytywnego myślenia.
Co robię:
Właśnie odzyskałam wolność zawodową. Po latach współpracy z
pracownią jako politurniczka chcę spróbować swojego pomysłu na
życie. Ciągle odnawiam meble na różne sposoby. Przerabiam
przedmioty szukając dla nich nowego zastosowania w życiu. Buszuje
po giełdach staroci. Uwielbiam to, choć już nie mogę zbyt wiele
kupić, gdyż zapełniłam już w 120% całą przestrzeń życiową
swoją i mojej Rodziny. Wyszukuje tam potrzebne rzeczy Przyjaciołom
zapełniając Im i ich Rodzinom przestrzeń życiową do 120%.
Wyżywam się też ostatnio w aranżacji wnętrz (udało się, że
nie moich własnych). Odkrywam w sobie, że w nowoczesności też
drzemie pewien potencjał.
Chciałabym (choć
wszyscy twierdzą, że powinno być planuje): Otworzyć sklep
połączony z pracownią. Sprzedawać w nim przedmioty przez siebie
wybrane, przerobione, z nadanym nowym wyglądem lub przeznaczeniem.
Łączyć je ze sobą w aranżacje. Wyciągnąć pomocną dłoń do
osób, które wybieranie i meblowanie złożą chętnie w czyjeś
ręce. W pracowni chciałabym własnoręczne odnawiać i przerabiać.
Trochę szyć. No i chciałabym mieć kontakt z ludzmi, poznawać ich
i wymieniać się inspiracjami. W tej roli widzę warsztaty
poświęcone różnym tematom, odbywające się cyklicznie.
Blog: Nie jestem typem blogerki. Blog kojarzy mi się z rodzajem ekshibicjonizmu. Dlatego mniej pisania (choć lubię) a więcej zdjęć, wskazówek technicznych i chwalenia co też udało się wyciągnąć z tak niepozornej rzeczy. Wstęp do bloga traktuje jako konieczność. Żeby czytelnik wiedział coś o mnie i moich dotychczasowych doświadczeniach.
Amożelampeczkę:
w moim przypadku jest naprawdę dwuznaczne. Lampeczka (w starym,
pięknym kieliszku oczywiście) daje taki sam zastrzyk optymizmu i
energii co nowa (stara) lampeczka zawieszona w domu lub jakiś inny
przedmiot wydarty ze szponów okrutnego czasu.
W sprawach
technicznych i fotograficznych pomaga mi mój (wciąż zachwycający
mnie) starszy syn. Jest więc moim blogowym wspólnikiem.
No w końcu.... doczekałam się. Mam nadzieję, że będzie dużo i często...
OdpowiedzUsuńBrawo Ty, GRATULUJĘ !!!, będzie pięknie :)
OdpowiedzUsuńBrawo! Piękny i mądry wpis. Przeczytałem cały z zainteresowaniem :-)
OdpowiedzUsuńZostałam zaciekawiona na 100-procentasów,a może i lepiej.Tu będzie pięknie Marta
OdpowiedzUsuń