Jak z nieciekawego mebla kupionego za grosik powstał sympatyczny stolik do kanapy
W Szatocicach od jakiegoś już czasu stała samotna kanapa, będąca dobrem rodzinnym, odziedziczonym po przodkach. Została oczyszczona do surowego drewna i pozbawiona kilku ozdób, które uznałam za całkowity nadmiar. Ozdoby te jednak ukryłam pod tapicerką lub schowałam. Nie śmiem w takich sytuacjach ingerować w sposób nieodwracalny. Jest to wszak walka mojego poczucia estetyki z rysem historycznym. Marzyło mi się, aby ta samotna kanapa zamieniła się w przytulniejszy kącik wypoczynkowy.
W aktualnych czasach mamy zapotrzebowanie na meble, których kiedyś nie robiono: np. na duże, niskie stoliki do kanapy. Kiedyś powstawały komplety stół (normalnej wysokości), kanapa cztery krzesła, dwa fotele. Nie robiono też nagminnie mebli na wymiar, żeby wpasować je w jakąś małą dziurę. Mieszkania były bardziej przestronne. Ludzie posiadali mniej rzeczy a co za tym idzie mniej mebli. Dlatego kiedy stoję przed takim problemem, że potrzebuje czegoś na wymiar lub do przeróbki to staram się aby taka rzecz była jak najmniej rasowa i w jak najgorszym stanie. Nie mam sumienia niszczyć…
O założeniu bloga
myślałam już od jakiegoś czasu. Zaczęłam więc robić zdjęcia
mebli w stanie przed remontem bądź zmianą i w trakcie różnych
etapów prac. Jednak z blogiem się sporo przeciągnęło i teraz
niektóre z tych wpisów powinny być już od roku w archiwum.
Stąd właśnie „w
zeszłym roku w marcu...”, na uwielbiany przeze mnie targ staroci
do Bytomia, pojechałam dzięki uprzejmości przyjaciół, którzy
podróżują samochodem małych rozmiarów, do którego niewiele da
się wcisnąć ani w żaden sposób nie da się nic przytroczyć.
Dlatego musiałam obejść się ze smakiem gdy zobaczyłam mały,
kwadratowy stolik na toczonych nóżkach, co do którego od razu
miałam wizję przeróbki i zastosowania. No cóż…
W kwietniu zmusiłam
mojego niewyspanego i zapracowanego małżonka aby wstał skoro świt
i pojechał ze mną. Nasz bagażnik roztacza nieco lepsze
perspektywy, a relingi na dachu dają też niejakie możliwości. U
Panów, którzy poprzednio mieli uroczy acz rozklekotany stoliczek
stała tym razem pokraka straszna ale, również o zbliżonym do kwadratu
blacie. Stolik był mocno zdezelowany, bez szuflady, rozklejony. Miał
bardzo wysoką cargę, co po obcięciu mu nóg nasiliłoby znacznie
jego pokraczność.
Jedyną jego zaletą
był blat. Dwie stare, szerokie dechy, wyszlifowane rękami
gospodyń domowych, w ciągu wielu długich lat używania go. Był aż
błyszczący od gładkości drewna. Z bruzdami jak zmarszczki na
twarzy sędziwego staruszka. Uwielbiam takie drewno. To ten blat
kazał mi tam wrócić i rozpocząć myślenie na temat przeróbki.
Po obejściu całego targu koncepcja była z grubsza gotowa. Poza wspomnianym uszkodzeniem stół trzymał się bardzo mocno, więc nie było sensu rozkładać go na czynniki pierwsze. Jak wspominałam planowaliśmy w stoliku obciąć nogi.
Blat został
wyszorowany. Zależało mi na zachowaniu patyny i gładkości,
dlatego nie zdecydowałam się na żadne mechaniczne czyszczenie
drewna. Po wypucowaniu suszył się przy kozie.
Uszkodzenie
stolika, które ktoś próbował naprawić za pomocą gigantycznego
gwoździa przysporzyło sporo trudu. W końcu udało się gwóźdź
wydobyć, skleić uszkodzenie i zaszpachlować.
Konstrukcja była
stabilna a całość gotowa do wykończenia.
Dziurom po
kornikach postanowiłam dać spokój, choć zwykle jak coś maluje na
biało ( tu nogi i carga) szpachluje je. Tym razem wydały się
pasować do utrzymanego w wiejskim klimacie i częściowo surowego
(blat) mebla. Przed malowaniem farbą akrylową zmatowiłam
powierzchnię papierem ściernym. Zdecydowanie równiej nakłada się
farbę małym wałkiem. Co prawda daje on też efekt
charakterystycznej faktury, jednak po trzykrotnym nałożeniu farby,
efekt ten przestaje być widoczny. Raczej się nie zdarza, żeby po
jednokrotnym nałożeniu farby akrylowej, uzyskać zadowalający
rezultat.
Zamiast szuflady
powstała otwarta półka na gazety i książki.
Po zakończonym
sezonie stolik pojechał na zimę do Krakowa (tymczasowo), bo ten
krakowski po zmianie obicia kanapy już mi nie pasował, no i stoi tu
do dziś. Za chwile otwarcie wiejskiego sezonu i pojedziemy do
Szatocic razem...
Serdecznie pozdrawiam, amozezaglądniesztu kiedyś znowu?
Wspaniały stolik, zwłaszcza, że można obejrzeć jego zdjęcia przed renowacją, i wtedy widać ile pracy w niego włożyłaś. Na dodatek, tak fajnie opisujesz kolejne etapy, że brzmią one niemalże prosto, aż ma się ochotę spróbować samemu. Tylko, że ja, widząc taki stolik w wersji "sprzed renowacji", nie wymyśliłabym jak go tak ślicznie odnowić. Nie umiałabym. Dlatego tym bardziej podziwiam osoby, takie jak Ty, które to potrafią. Myślę, że to szczególny rodzaj talentu. Życzę wytrwałości na nowej "blogowej" ścieżce życia :-) Pozdrawiam, M
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje za ciepłe słowa. To swoiste wzmocnienie. Mam nadzieję pomagać w dostrzeżeniu potencjału w przedmiocie, ratując go tym samym przed przedwczesną śmiercią. Pozdrawiam.
UsuńBardzo piękny wpis. Mebel też cudny. Masz prawdziwy talent
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Szczególnie ważne na początku. Pozdrawiam.
UsuńSuper wpis, dzięki za niego. Czekamy na dalsze metamorfozy :-)
OdpowiedzUsuń