Tego lata nie
miałam zbyt wielu gości. Do pracy też mnie jakoś nie ciągnęło,
potrzebowałam od niej oddechu. Czytałam książki, robiłam
przetwory, a że rok był bardzo urodzajny, na brak zajęć nie
mogłam narzekać.
W sierpniu
przyjechała na kilka dni Rodzina mojego męża. W poprzednich latach
dzieci na wsi sromotnie się nudziły. Młodszy, chłopak, wschodząca
gwiazda futbolu, nękał wszystkich ( same kobiety zresztą) o
strzelanie z nim do bramki (bramka po moich dzieciach była jedyną
atrakcją jaką mogłam mu zapewnić). Ponieważ często spotykał
się z odmową – nie był zbyt zadowolony. Nieco starsza
dziewczynka, z zamiłowania baletnica, cierpiała z powodu braku
koleżanek, internetu i telewizora oraz nadmiaru wszechobecnych
pająków. Obraz taki zdecydowanie kłócił się z moim marzeniem,
żeby dom na wsi stał się miejscem skupiającym życie rodzinne. A
dzieci, żeby w dorosłych swoich latach, z łezką w oku wspominały
wakacje u cioci.
W tym roku czekała
mnie miła niespodzianka. Siostrzeniec męża, jako alternatywę do
zawodu piłkarza, zobaczył rolnictwo. Wzdychał, że na wsi jest
super a w mieście śmierdzi i nic się ciekawego nie dzieje.
Rozłożenie bramki okazało się niekonieczne. Wokół jeździły
traktory, kombajny i można było snuć marzenia wokół kawałka
wsiowego pola, który został mu przyobiecany, gdyby jednak wybrał
tą zawodową ścieżkę
Siostrzenica męża
wydoroślała. Własny gust przejawił się nie tylko w kobiecych
sprawach dotyczących mody i urody. Odkryła w sobie zamiłowanie do
vintage i starych przedmiotów – a czego jak czego- tych u mnie na
wsi nie brakuje. Wszystko to spłynęło jak miód na moje serce.
Czyżby ktoś w rodzinie podzielił moje zainteresowania i pasje.
Na co dzień
dzieciaki dzielą ze sobą niewielki pokój, w którym wnętrzarskie
dylematy sprowadzają się do tego czy lepsze łóżko na 1m 80cm i
zamykająca się szafa, czy łóżko na 2m i szafa stale otwarta.
Dlatego stare meble muszą na razie pozostać w sferze marzeń.
Postanowiłam jednak zaproponować nastolatce wspólną pracę w
„chlewiku” nad jakimś przydatnym i cieszącym oko drobiazgiem w
jej wymarzonym stylu. Pomyślałam, że mogłybyśmy ze starego
okienka, których w pracowni leży cała kupka, zrobić za pomocą
siatki hodowlanej, coś w rodzaju tablicy na karteczki, gadżety i
różne przydasie.
Przystąpiłyśmy
do pracy i od razu zaczęłyśmy na zdjęciach uwieczniać jej
postępy, mając na celu opisanie przedsięwzięcia na blogu.
Na początku trzeba
było okienko oczyścić z resztek odpadającej farby. Robiłyśmy to
wspólnie różnego rodzaju skrobakami, cyklinkami, starając się
oczyścić wszystkie zakamarki.
Następnie okienko zostało
wypucowane i dokładnie wysuszone.
Drewno pod wpływem wody się
„nastroszyło” więc trzeba było go doszlifować papierkiem
ściernym coraz większej gradacji.
Sporo czasu zajęło nam doczyszczenie starych, ładnych zawiasów, które były dużą ozdobą okienka. Próbowałyśmy zmywacza do farb, jednak ręczne skrobanie okazało się najbardziej skuteczne (z niewielkim wsparciem drucianej szczotki nałożonej na wiertarkę).
Oczyszczone zawiasy
zabezpieczyłyśmy taśmą przed malowaniem.
Brzegi posmarowałyśmy świeczką, aby po malowaniu w tych miejscach powstały przetarcia. Rozcieńczyłyśmy białą farbę akrylową wodą i bardzo delikatna jej warstwa została nałożona na okienko szmatką. Najpierw z lewej strony (żeby poćwiczyć ciągłość ruchu i rozprowadzanie farby w kącikach) a gdy wyschło, z prawej.
Gdy ten etap pracy
został zakończony docięłyśmy wspólnie siatkę a „męskie
ręce” (czyli wujek) pomogły przytwierdzić ją do okienka za
pomocą pneumatycznego zszywacza tapicerskiego.
Na koniec
przykręciliśmy, wcześniej oczyszczony, stary haczyk.
Młody piłkarz –
rolnik zaglądał w trakcie naszych babskich prac do pracowni, żądny
jakiś stolarskich wyczynów i gdy tylko na horyzoncie pojawił się
wujek – panowie również zabrali się do roboty. Powstał zydelek
do dojenia krowy? A póki marzenia się nie spełnią – do
zakładania korków w przedpokoju.
I tak, w innym zakątku pracowni odbywały się całkiem poważne prace stolarskie. Wybrane i wstępnie przycięte elementy trafiły w sprytne, małe rączki. Kształt nóżek, został przez początkującego stolarza, odrysowany i wycięty wyrzynarką.
Następnie kanty zaokrąglone
pilnikiem. Całość oszlifowana szlifierką mimośrodową.
Na koniec
wujek złożył elementy w całość i pozostała już tylko do
zrobienia końcowa sesja fotograficzna.
Kochana Młodzieży,
w imieniu swoim i wujka (mojego małżonka),
serdeczne dzięki za
wspólnie spędzone, miłe chwile. Oby takich jak najwięcej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz