niedziela, 15 września 2019

Coś z niczego, czyli słowo w obronie zbieractwa

   Jestem niepoprawną zbieraczką. Wchodzę w posiadanie rzeczy (zawsze starych: mebli, ich fragmentów, lamp, ich fragmentów, bibelotów) nie mając jeszcze pomysłu jak je wykorzystać. Po prostu nie potrafię sobie wyobrazić, że nie będę ich mieć gdzieś zachomikowanych…
Ale (tu będzie pozytyw jakiś wreszcie!!!) od pewnego czasu, gdy pojawi się jakaś meblowa potrzeba, zaczynam od zastanowienia się czy w moich zbiorach, nie ma czegoś, co mogłabym wykorzystać.

   Tak też było teraz. Ponieważ starszy Syn wkroczył na trudną drogę życiowej samodzielności, postanowiłam wykorzystać ten Jego zryw (oby jak najkrótszy, tak jakoś dziwnie w domu bez Niego…) do jak najszybszego pozbycia się IKE-owskiego piętrowego łóżka, które służyło chłopakom, odkąd przestali się mieścić w łóżeczkach dziecinnych. No ale skąd wziąć łóżko dla Młodszego, które z grubsza wpasowałoby się w moje estetyczne gusta?

   No i tak oto, przypomniałam sobie o zagłówku: starym, wiejskim, z grubej dechy, pokaźnych rozmiarów i słusznego kształtu. Stał on w chlewiku już od kilku lat. Swojego czasu wypatrzyłam jego górną część przez wybite okienka zabudowań gospodarczych na sąsiedniej posesji. Uprosiłam osobę decyzyjną do okazania pustostanu, z zachwytem w oczach wyniosłam ten zagłówek i nie do końca kompletny stół. Jak Małżonek na chwilkę się oddalił zapłaciłam żądaną (niemałą) cenę za te cuda, do której do dziś, wyżej wspomnianemu Małżonkowi się nie przyznałam.

   Taka więc historia tego kawałka łóżka, który postanowiłam wykorzystać. Mocno zjedzony, pokryty mazerunkiem zrobionym jakimiś naprawdę starymi farbami, które tylko częściowo zechciały się poddać opalarce. 

   Pokój moich chłopaków umeblowany jest prostymi starymi meblami, dwoma stołami z czarnymi metalowymi podstawami i grubymi blatami z drewna z odzysku, które wraz z czarnymi, metalowymi wózkami (pełnią rolę szafek) – spełniają funkcję biurek. Jest też „narożnik” do siedzenia zrobiony domowym sumptem: podstawa jest ze starych, bibliotecznych katalogów a siedzisko obite czarnym skajem. Do tego szpitalny stolik na kółkach metalowo – drewniany. Nad całością króluje autentyczna, stara, wielka lampa „fabryczna”, w rzeczywistości chyba z sali gimnastycznej.


Wszystko mieści się w palecie barw: popiel, czerń, jasne (a nawet surowe) drewno. Meble i dodatki miały nawiązywać do stylu industrialnego. No i tu teraz ten zagłówek…
   Postanowiłam, aby wpasować go w całość, pomalować gotowe łóżko na czarno. Farba miała ukryć liczne niedoskonałości i połączenie starego drewna z nowym. To taki ukłon w stronę starego łoża, ale z lekkim przymrużeniem oka.

   Zagłówek, zrobiony był z dech o grubości ponad 4 cm. Mocno zjedzony przez drewnojady. Pokryty mazerunkiem, który kiedyś miał stworzyć z niego coś szlachetniejszego czym był. 


Najpierw oczyściłam go elektryczną opalarką z ciemnobrązowej farby.


Potem z jej resztek oraz jasnobrązowego podkładu czyściłam go szlifierką.


Gdy był już „dostęp” do drewna zatrułam go , zafoliowałam i zostawiłam tak na dwie doby.


Kolejny etap to kitowanie korytarzy i dziur po drewnojadach, dorobienie drobnych elementow, które nie wytrzymały próby czasu.


Następnie do akcji z częścią stolarską wkroczył mój Małżonek.
 Ze starych, równie grubych dech wyciął dwie nóżki.
 Odrysował prawą i lewą i okazało się,że różnią się sporo od siebie – tak jak w oryginale, czyli w zagłówku.


Następnie , już ze zwykłych desek, łącząc na kołki wkleił poprzeczny element łączący nóżki.
 Dwie długie boczne deski wpuścił w grube dechy zagłówka i nóg.
 Tu dodatkowo zostały zastosowane wkręty (sytuacja wymaga przewiezienia łóżka w częściach).


Kolejny etap to malowanie.
Trzykrotne, farbą olejno-alkidową nakładaną wałkiem, w kolorze czarny mat.


Syn jest zadowolony (to najważniejsze!), mi się podoba, stary element znów służy w swojej roli. 
Tak się prezentuje w nowej przestrzeni.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz