poniedziałek, 25 września 2017

Przemalowywanie z białego na białe… czyli lipiec w chlewiku

   Lipiec upłynął mi na przemalowywaniu z białego na białe. 

    Obiecałam szybko odnowić stojący, gięty, drewniany wieszak. Miał on zastąpić na stanowisku inny, współczesny, kupiony niedrogo w internecie, który nie radził sobie w pełnieniu swojej roli. Szybko się rozchwierutał i odłamał mu się jeden element. Trzon wieszaka był skręcany z kilku elementów co nie przysłużyło się jego stabilności a drobne elementy nie były z drewna tylko z jakiejś masy, która okazała się nie być zbyt wytrzymała.
    Kupiony używany wieszak konstrukcyjnie był bez zarzutu, jedynie farba miejscami odpadała tworząc wklęśnięcia tak, iż nie dało się jego wyglądu poprawić nakładając kolejną warstwę.
    Wieszak rozkręciłam, starając się pozaznaczać elementy, aby ułatwić sobie składanie. Wyczyściłam cykliną z farby.


    Wyszlifowałam papierem ściernym. I pomalowałam od nowa farbą akrylową.


   W trakcie tych zabiegów części się pomieszały a porobione znaczki pozacierały. Składanie z powrotem okazało się żmudne i nie udało się od pierwszego razu. Ale ostatecznie sukces został osiągnięty…


   Kolejną lipcową pracą był wiejski sosnowy kwietniczek. Pysznił się wieloma warstwami farb olejnych w kilku kolorach (błękit, biel).


   Znów trzeba było usuwać stare powłoki. Techniką kombinowaną: trochę cykliną, trochę z pomocą opalarki. W pierwszym wcieleniu kwietniczek był błękitny i tak też zabarwiło się drewno.


   Został pomalowany, oczywiście na biało, moją ulubioną farbą akrylową.


Tak prezentował się gotowy do wstawienia do nowego wnętrza.


   Udało mi się zrobić też coś dla siebie. Dwa krzesełka, nazywane potocznie wiejskimi biedermeierami. Bardzo lubię ten typ mebli i jeśli udało mi się trafić gdzieś egzemplarz w niskiej cenie – to kupowałam z myślą o kuchni na wsi. Ponieważ stół, ławka i podłoga są tam brązowe, chciałam żeby krzesła rozjaśniły tą część pomieszczenia. Ostatecznie kupiłam ich trzy: dwa z niewyszukanych gatunków drewna, jedno fornirowane.


   Przy pierwszym z nich prace zaczęłam zaraz po zakupie domu, opaliłam z farby, zostało dokładnie oczyszczone, rozłożone na części i przygotowane do politurowania i w tym stanie dotrwało do dziś. Musiałam zacząć od posklejania go klejem zwierzęcym na gorąco.


   Drugie musiałam oczyścić z farby za pomocą opalarki a następnie oszlifować papierem.


    Oryginalne siedziska obu krzeseł były wyplatane z rafii o czym świadczyły otworki, przez które była przeplatana. W jednym, gdy plecionka się zniszczyła, ktoś założył sklejkę z fantazyjnie nawierconymi otworkami. Ponieważ oba krzesła różnią się formą postanowiłam, że elementem łączącym (oprócz koloru) będzie otworkowy wzór na sklejkowym siedzisku i dorobiłam drugie.


   Całość pomalowałam kilka razy farbą akrylową wałkiem.


   No i teraz mogę się cieszyć czymś nowym – starym w mojej wiejskiej kuchni.


   W lipcu rozpoczęłam też prace nad nakastlikiem, który wymagał wielu napraw stolarskich oraz taborecikiem, który długo czekał już w kolejce. Oba mebelki będą politurowane. I o tym już niebawem.

2 komentarze:

  1. Śliczne. widać, że nie próżnowałaś w lecie

    OdpowiedzUsuń