Pirerwszym meblem,
który przeszedł renowację w chlewiku był szlufanek. Wyszukałam
go dla Znajomych ponad rok temu w Bytomiu, bo potrzebowali drugiego
na taras. Obiecałam przeprowadzić renowację i zeszło aż do
teraz. Ale ja osobiście bardzo się cieszę że taki uroczy mebel
mogłam odnawiać jako pierwszy w mojej wiejskiej pracowni.
Ławka była pokryta
brązową farbą olejną. Stabilna. Mocno podjedzona przez drewnojady
– szczególnie plecy, skrzynia i nogi. Brakowało jej fragmentu
jednego elementu dekoracyjnego w oparciu. Miała być biała (tak by
pasowała do pierwszej) oraz właściciele chcieli dopasować obie
ławki pod względem wysokości.
Farba miejscami
spadała sama. Jednak ta, która pozostała, trzymała się
rozpaczliwie podłoża. Rozpoczęłam żmudne usuwanie jej opalarką
elektryczną. Cieszyłam się, że mebel ma być pomalowany, bo
pozostałości brązowej farby wżarły się głęboko w drewno i
trzeba by włożyć bardzo dużo pracy, aby oczyścić ją
całkowicie.
Doły skrzyni często
wykładane były krótkimi, nieokorowanymi obrzynkami drewna, z
których nie udało się już uzyskać deski . Idealny łup dla
korników. Drewienek szybko się pozbyłam i zastąpiłam je innymi,
zdrowymi deskami. Ławka wymagała zatrucia płynem przeciw
drewnojadom. Co mogłam, to po naniesieniu preparatu, owijałam w
folię na 24 godziny, aby zwiększyć jego skuteczność.
Kolejną czynnością
było zakitowanie drobnych ubytków i jak największej ilości śladów
po kornikach. Z doświadczenia wiem, że ciemne dziurki wyglądające
spod białej farby nie wyglądają dobrze. Nie staram się jednak
ukrywać wszystkich niedoskonałości drewna. To one świadczą o
autentyczności i wieku.
Przed malowaniem
powinnam dokonać wszystkich klejeń (tu raczej kosmetycznych),
skrócić nogi i dorobić brakujący element w oparciu. Czekałam
jednak na zwrot narzędzi, którymi mój syn tworzył pomoce naukowe
na obóz harcerski. Zaczęłam więc nakładać pierwsze warstwy
farby licząc się z tym, że ostatnią położę gdy wszystko już
będzie gotowe.
No i wreszcie
najpiękniejszy moment: sesja zdjęciowa w ogrodzie zanim ławka
odjedzie do swojego domu.
Żal się rozstać…
Może mogłaby zostać w moim ogrodzie na zawsze…
Zaraziłas mnie kobieto!!!! najgorzej że wiekszość takich ław jest na południu a ja siedze 20 km od morza :-(
OdpowiedzUsuńDzięki. Może tak być, że u nas jest ich więcej... Proponuje zorganizować weekendowy wyjazd do Bytomia (największa tutejsza giełda staroci piątek-sobota). Na comiesięcznym targu prawie zawsze jakaś jest, a jaka przyjemność buszowania... może w lecie, po drodze na wakacje... Pozdrawiam, ach jak dawno już nie byłam nad morzem...
Usuń